Archiwum kategorii: Gilby Clarke

Gilby Clarke – Rubber



Gilby niczym nie zaskakuje, ale to dobrze. Wciąż “tkwi” w kręgu lat 70-tych. Niektórzy fani dość krytycznie oceniają ten album, inni z kolei porównują go do najlepszych. Opinię najlepiej wyrobić sobie samemu.
Płyta zawiera 12 rockendrollowych kawałków, z których aż 10 jest autorstwa Gilby’ego.

Ex gitarzysta Gunsów wita nas kawałkiem “Kilroy was there” ,który rzekomo wyszedł także jako singiel.Niestety nie jestem w stanie tego potwierdzić. Sam utwór przyciąga uwagę, jednak zdecydowanie nie jest najmocniejszym punktem płyty.
Potem mamy nieco nużące “The Haunting” oraz  “Somethings wrong with you”.

“Sorry I can’t write song about you” to świetny kawałek, w którym słychać charakterystyczny luz Gilby;ego. Jasne są także jego inspiracje. Być może pomógł mu w tym luzie kolega z Candy – Jonathan Daniel, współtwórca utworu. Nie jest to jedyny gość Gilby’ego, bowiem w pozostałych kawałkach usłyszymy także Teddy’ego Andreadisa, Briana Tichego,  Erica Singera czy Robertę Freeman.

Skoro już o tym mowa,to nie sposób nie wspomnieć o coverach. Tym razem Giby zabrał się na kawałki Janis Joplin i New York Dolls. Jednego i drugiego trzeba koniecznie posłuchać, bo wyszły ex Gunnersowi znakomicie. Widać, że świetnie czuje się w takim repertuarze. I dobrze, że przypomina, o tym, iż “dobre kawałki są wszędzie”.

Na Kill for Thrills mieliśmy “Motorcycle Cowboys”, za to na Rubber przywitać się trzeba z “Hell’s Angels”. Jak widać Gilby nie tylko gra, ale i sporo się wozi 😀  Bardzo sympatyczny utwór z chwytliwym refrenem.

Kolejny kawałek nagrany z Danielem to “Saturday Disaster”. Nie ma tu już luzu Candy, są za to wrażenia po bardzo intensywnie przeżytym dniu. “Weekends never over” – śpiewa Gilby. Oj chciałoby się 😀

Po imprezie trudno pozbyć się śmieci. No i  tu właśnie mamy wspomniane już wcześniej “Trash”  New York Dollsów. Świetny cover świetnej piosenki.
Następnie nieco cięższe klimatycznie i zdecydowanie wolniejsze “Technicolor Stars”. Przyda się odrobina wytchnienia . Tym bardziej, że wśród muzyków współpracyjących z Gilbym w tej piosence usłyszymy znanego nam już Ryana Roxie.

Po chwili wytchnienia mamy dynamiczne “Superstar”. Interesujący kawałek, po którym przenosimy się jakby na płytę Ju Ju Hounds. “Bourbon Steet Blues” to dzieło Gilby’ego i jego kumpla z czasów przed Pawn Shop Guitars – Jo Almeidy. Lekko, sympatycznie.

I wreszcie na koniec tej niespełna czterdziestominutowej płyty “Frankie’s Planet”, czyli kawałek poświęcony córce Gilby’ego. Spokój, z nutą melancholii : “We had you, now you have us”…

Trudno jednoznacznie ocenić ten album: świetne covery, duża porcja dobrej muzyki, ale, mimo wszystko, pozostaje lekki niedosyt. Sprawdźcie sami 🙂

 

 


Gilby Clarke – Hangover



1. “Wasn’t Yesterday Great”

2. “It’s Good Enough For Rock and Roll”

3. “Zip Gun”

4. “Higher”

5. “Mickey Marmalade”

6. “Blue Grass Mosquito”

7. “Happiness Is A Warm Gun”

8. “Hang On To Yourself”

9. “The Worst”

10. “Captain Chaos”

11. “Punk Rock Pollution”

 

Materiały promocyjne:

Promocyjny egzemplarz płyty z datą wydania

Rok 1997 – Gilby przypomina o swoim istnieniu. Tym razem już bez przyjaciół z GN’R, jednak zz  dwoma wyjątkami, nadal wspomagają  go  bowiem Teddy Andreadis i  Roberta Freeman
Poza tym Gilby’ego wspierają: Clem Burke, Sandy Chila, Mike Fasano i Eric Singer  na perkusji, basiści C.J De Villar, Will Effertz i Phill Soussan, wśród gości  znajdziemy także Waddy’ego Wachtela < gitara >, Ryana Roxie  <gitara  rytmiczna> oraz  Ovisa, Jasona Alta i Kyle Vincenta w roli wspomagających Gilby’ego wokalistów.

Jak widać zestaw muzyków imponujący. Jednak, niezależnie od tego, 9 z 11 piosenek na płycie to utwory skomponowane przez Gilby’ego. Pozostałe 2, czyli “Hang on yourself” i “Happines is a warm gun” to utwory  Bowiego i The Beatles. Jak widać, Gilby nie zapomina o klasyce. I dobrze, bo dzięki niemu my również możemy  sięgnąć głębiej  🙂

Niestety płyta nie była promowana tak, jak Pawnshop Guitars, więc w czasie gdy trafiła na półki sklepowe nie towarzyszył jej teledysk. Ten pojawił się lata później.


Płyta promowana była jedynie singlem ““It’s Good Enough For Rock and Roll” zawierającym ten właśnie kawałek. Obecnie singiel jest praktycznie niedostępny.

Jeśli chodzi o muzyczną stronę płyty to wymaga ona wsłuchania się. Za pierwszym razem spodoba się raczej niewiele kawałków, ale z  czasem  “Wasn’t yesterday great”, ” It’s good enough for rock ‘n’ roll” ,czy “Punk Rock Pollution” same wpadną w ucho.  Nie oznacza to, że inne kawałki są gorsze. Te po prostu należą do moich ulubionych. Warto zwrócić też uwagę na cover Beatlesów wykonywany w całości przez “człowieka-orkiestrę” Gilby’ego Clarke.


Gilby Clarke – Blooze

W 1995, wyłącznie w Japonii, ukazała się EP Gilby’ego Clarke’ a nosząca tytuł “Blooze”. Wydawnictwo zawierało 5 utworów: koncertową wersję hitu z “Pawn shop guitars” – “Tijuana Jail”, a także “Melting my cold heart” , następnie cover T.Rexa “Life’s a gas”, cover Cheap Trick “He’s a whore” oraz znaną już wczesniej z nieco innej wersji “Skin & Bones(Plugged)”.
Całość trwa niespełna 22 minuty, ale jest to porcja naprawdę znakomitej muzyki, co fanów Gilby’ego nie powinno szczególnie dziwić. Były gitarzysta GN’R znów zdecydował się sięgnąć do klasyki, jak wcześniej na debiutanckiej płycie w przypadku “Jail guitar doors” grupy The Clash. Dzięki temu mamy
“wgląd” w muzyczne fascynacje Gunsów.
Warto wspomnieć, że zainteresowania Cheap Trick nie ukrywał Slash, a z kolei do The Clash blisko jest Duffowi. Popowe początki Gilby’ego wskazują jednoznacznie na muzykę lat 60-tych, na czele z The Beatles, ale jak widać nie tylko to.
Warto więc słuchając Gunsów sięgać głębiej,do twórczości ich idoli.

 

 

 


Slash’s Snakepit – It’s Five O’Clock Somewhere

Tak oto w końcu przyszedł czas na moją pierwszą notkę. Mam nadzieję, że bardzo Was nie zanudzę 😉 Enjoy.

Historia Slash’s Snakepit rozpoczęła się już w lipcu 1993 roku, kiedy to po zakończonej trasie, promującej Use Your Illusion, Guns N’ Roses postanowili zrobić sobie przerwę we wspólnym koncertowaniu. Wówczas Slash przerobił część swojego domu na studio nagraniowe, gdzie po wydaniu “The Spaghetti Incident?” sporo czasu spędzał wraz z Mattem Sorumem, pracując nad materiałem na kolejną płytę Gunsów.

Warto wspomnieć, że nazwa później powstałego zespołu Slasha, wzięła się właśnie od nazwy studia. Tak wyjaśniał to gitarzysta w jednym z wywiadów: ”Miałem ogromną klatkę dla węży z wielkimi rozsuwanymi szklanymi drzwiami, w której trzymałem kilka dość imponujących ośmiometrowych pytonów, a ponieważ studio znajdowało tuż obok klatki, nazwaliśmy je Snakepit.” Na pytanie, dlaczego zespół otrzymał taką samą nazwę, Slash odpowiedział: ”Byliśmy po prostu zbyt leniwi, by myśleć nad nową!”

Tymczasem w Gn’R coraz bardziej zaostrzały się konflikty pomiędzy Axlem, a resztą zespołu. W czerwcu 1994 roku wokalista wyrzucił z Guns N’ Roses Gilby’ego Clarke’a nie konsultując tego z pozostałymi muzykami, a na jego miejsce przyjął Paula Tobiasa, znanego również jako Paul Huge. Relacje między nowym gitarzystą, a Slashem, Duffem i Mattem były jednak na tyle złe, iż wkrótce Slash odmówił nagrywania z Huge’m w swoim studiu, uzasadniając decyzję ”negatywną energią”, jaka wytwarzała się w jego domu podczas tych sesji. Taki obrót sprawy spowodował z kolei liczne napięcia pomiędzy gitarzystą, a Axlem.

Wkrótce w wyniku współpracy Slasha z Mattem Sorumem powstały dema kilku piosenek, które muzycy mieli zamiar wykorzystać na najnowszej płycie Guns N’ Roses, jednakże Axl odrzucił materiał, oświadczając: ”Nie mam ochoty grać tego rodzaju muzyki”. Jak stwierdza Slash w swojej autobiografii, nie był zdziwiony taką reakcją wokalisty, a nawet w pewnym sensie odpowiadała mu ona, gdyż – jak wyznaje – mógł pisać piosenki bez żadnej presji, po prostu dobrze się bawiąc.

W listopadzie 1994 roku do Slasha i Matta dołączyli wyrzucony z Gn’R Gilby Clarke oraz basista Alice In Chains – Mike Inez. We czwórkę muzycy zbierali się w studiu Slasha na sesje jamowe, a w efekcie postanowili utworzyć własny projekt – Snakepit. Brakowało im tylko wokalisty… Poszukiwania trwały około miesiąca; w końcu spośród czterdziestu kandydatów wybrano Erica Dovera z Jellyfish, który w grudniu dołączył do nowo powstałego zespołu. Wtedy prace nad pierwszą płytą Slash’s Snakepit ruszyły pełną parą. W 26 dni muzycy nagrali ponad 17 utworów, które następnie miały trafić na album.

 

W styczniu 1995 r. Slash i Eric rozpoczęli małą trasę po USA i Kanadzie. Odwiedzili także Azję oraz Europę, dając tam niewielkie akustyczne koncerty, udzielając wywiadów i promując grupę, natomiast w połowie lutego przyszedł czas na debiutancką płytę zespołu “It’s Five O’Clock Somewhere”, na której ostatecznie znalazło się 14 piosenek. Pomysł na tytuł podsunął Slashowi… barman na lotnisku w Londynie. Gitarzysta poprosił o drinka, mimo że była wówczas dziesiąta rano, a alkohol sprzedawano dopiero od siedemnastej. W odpowiedzi usłyszał:”Spokojnie, gzieś na świecie jest teraz piąta!”Slash wybrał to zdanie jako tytuł swojego albumu, bo oznaczało dla niego także pewien sposób patrzenia na życie: wszystko jedno, jak wygląda ono tutaj, gdzie mieszkasz; gdzieś na świecie jest teraz zupełnie inaczej!

Warto także wspomnieć, że okładkę płyty zaprojektował ojciec Slasha – Anthony, a za wykonanie odpowiada młodszy brat gitarzysty – Ash. Rysunek został zrobiony sprayem na ścianie w pokoju hotelowym. Jeśli przyjrzycie się zdjęciu poniżej, możecie nawet zauważyć gniazdko elektryczne 😉

 

Album, promowany przez single: “Beggars & Hangers-On”, “Good To Be Alive” oraz “Neither Can I”, zdobył uznanie zarówno fanów rockowo-bluesowych brzmień, jak również i krytyków muzycznych, którzy w recenzjach nie szczędzili słów pochwały.

Jednakże kiedy po wydaniu płyty przyszedł czas na promującą nagranie trasę koncertową, okazało się, że na tournee nie mogą wyruszyć Mike Inez i Matt Sorum. Muzycy musieli wrócić do swoich zespołów, by pracować nad materiałami na najnowsze albumy Alice In Chains i Guns N’ Roses. Ich odejście nie zniechęciło jednak reszty grupy i wkrótce do Snakepit dołączyli perkusista Brian Tichy oraz basista James Lomenzo z zespołu Zakka Wylde’a – Pride & Glory, by towarzyszyć muzykom w trasie koncertowej.

 

1 kwietnia Slash’s Snakepit wyruszyli w trasę po USA, Europie, Japonii i Ameryce Południowej. Grali na małych scenach i w klubach, unikając spektakularnych przedstawień, jakie dwójka z nich wcześniej dawała z Guns N’ Roses. Chcieli odciąć się od grania na stadionach i urządzania efektownych show z koncertów. Zależało im tylko na muzyce. Oto, co na ten temat pisze Slash w autobiografii: ”Ten projekt pomógł mi odkryć na nowo, dlaczego kocham to, co robię, […] pozwolił mi odnaleźć to, o czym wiedziałem od zawsze: bycie w zespole nie musi wymagać  wysiłku emocjonalnego i psychicznego… wszystko może koncentrować się jedynie na muzyce.”

A teraz na kilka chwil dość zanudzania historią, posłuchajcie:

1.”Neither Can I”
Zapewne mało kto spodziewał się takiego otwarcia płyty. Pesymistyczny, napisany w połowie przez Slasha, w połowie przez Dovera utwór o samobójstwie jest jednak intrygującym wstępem do całego albumu.


oraz
wersja akustyczna (video)

2.”Dime Store Rock”
Agresywnie podsumowujący życie w Los Angeles utwór, który pod koniec uspokaja się, by w efekcie zakończyć się ciekawym outrem.



3.”Beggars & Hangers-On”
Współtworzona przez Duffa piosenka o odrzuconej miłości, wzbogacona o doskonały riff Slasha.
Klip promujący utwór

4.”Good To Be Alive”
Sarkastyczny tekst, znakomite gitary i pozornie niedbałe outro sprawiają, że “Good To Be Alive” jest jednym z najbardziej wyróżniających się utworów na płycie.
Klip

5.”What Do You Want To Be”
Piosenka, w której charakterystyczny głos Doveradominuje nad przeplatającymi się riffami Slasha.


6.”Monkey Chow”
Przytłaczający utwór o narkotykach, w całości napisany przez Gilby’ego.

7.”Soma City Ward”
Za komentarz niech posłużą tutaj słowa Slasha:”Soma to narkotyk, który dostajesz,gdy jesteś na oddziale psychiatrycznym. Ma za zadanie uspokoić cię, żebyś był podatny na współpracę. Innymi słowy, czyni cię upośledzonym umysłowo. “Soma City Ward” to fantastyczna piosenka na jeden z tych tematów, o których zwykle nie mówi się na co dzień.”
Chyba nie muszę wspominać o świetnych riffach? 😉
http://pl.youtube.com/watch?v=2m8rinUlVg8

8.”Jizz Da Pit”
Instrumentalny, składający się z dwóch części utwór, bazujący na riffie, który od zawsze lubił grać Slash.

9.”Lower”
Ponury nastrój utworu, posępna melodia oraz tekst, powstały pod wpływem emocji, jakie wywołała u muzyków samobójcza śmierć dwóch ważnych dla nich osób: Kurta Cobaina oraz byłej dziewczyny Slasha – Savannah.

10.”Take It Away”
Typowy rocker z zapadającym w pamięć refrenem i ciekawą grą gitar.
http://pl.youtube.com/watch?v=WJQ6CB2nirM

11.”Doin’ Fine”
Ta piosenka to przede wszystkim klasyczny riff Slasha oraz tekst o nieustającej imprezie, jaką kiedyś było dla gitarzysty życie w Hell House razem z Guns N’ Roses. Jako ciekawostkę mogę dodać, że głosy, które słychać w studyjnej wersji utworu, zostały nagrane podczas autentycznego party, na którym obecni byli muzycy Snakepit (można usłyszeć Mike’a Ineza rozbijającego telewizor;) )

12.”Be The Ball”
Tekst, w całości napisany przez Slasha, powstał pod wpływem jednej z jego ulubionych książek – ”Fear and Loathing in Las Vegas” Huntera S. Thompsona oraz miłości gitarzysty do flipperów (pinballi). Jest spojrzeniem ”oczami” kulki z flippera na życie rozgrywające się według książkowego schematu.
http://pl.youtube.com/watch?v=5DiHeC-DbZw

13.”I Hate Everybody (But You)”
Piosenka napisana przez Slasha dla jego ówczesnej żony – Renee.

14.”Back And Forth Again”
Spokojna ballada ze znakomitą, porywającą solówką.
http://pl.youtube.com/watch?v=c9safn8sQqc
oraz
wersja akustyczna

 

W kwietniu, podczas koncertu w Chicago, muzycy mieli okazję wystąpić razem z Izzy’m. Slash’s Snakepit i Stradlin zagrali wspólnie cover The Rolling Stones – “Bitch”.
http://pl.youtube.com/watch?v=STirW1jdfG8

Ponadto grupa często wykonywała także dwa utwory z solowej płyty Gilby’ego Clarke’a – “Pawnshop Guitars”:

oraz

Po zakończeniu trasy koncertowej w sierpniu 1995 r. zespół na 3 lata zawiesił działalność. Eric Dover rozpoczął pracę na nową płytą zespołu Imperial Drag, James Lomenzo powrócił do Pride & Glory, Brian Tichy nagrywał z Vinnie Moorem, a Slash i Gilby… hmm…  o tym w następnych notkach 🙂


Gilby Clarke – Pawnshop guitars

Płyta, która dla mnie osobiście jest szczególna z kilku względów. Przede wszystkim jest to świetny, rockendrollowy materiał. Ale, co ważniejsze, jest to materiał, który w roku wydania był praktycznie niedostępny w Polsce. W sklepach muzycznych, gdzie wszyscy wiedzieli kim jest Izzy Stradlin, czy Duff McKagan,gdy pytałem o debiut Gilby’ego Clarke’a zapadała krępująca cisza… Dziwne, w kraju, w którym rok, czy dwa lata wcześniej Gunsi byli obecni wszędzie. Ale był to pewien symbol zmierzchu zainteresowania GN’R.

Na etapie nagrywania krążka Gilby nie wiedział, co stanie się w nieodległej przyszłości. Płyta, która powstała w wyniku współpracy z muzykami GN’R jest szczególna. Szczególna, bo w taki, czy inny sposób pojawili się na niej wszyscy muzycy muzycy GN’R włącznie z Axlem.
Oczywiście nie sposób byłoby zebrać ich razem w jednym miejscu, ale mimo to jest w tym jakiś przedsmak tego, co moglibyśmy dostać, gdyby nie późniejsze wydarzenia.

Pomysł na nagranie solowej płyty zrodził się najprawdopodobniej w związku z inną wizją muzyki, jaką mial Gilby. Nie mógł jej realizować w GN’R,w którym według jego własnych słów rządził w tym czasie Axl, który miał wspólną wizję na nową płytę z Duffem. Być może był to właśnie czas, gdy Axl chciał pójść śladami Izzy’ego i Duffa i nagrać własny solowy krążek. Później jednak uznał,że może ten pomysł zrealizować w ramach GN’R…
Tak, czy inaczej piosenki Gilby’ego nie pasowały do nowej koncepcji zespołu. Część materiału, wczesne wersje niektórych piosenek powstały już w roku 1990, w czasie gdy Gilby wraz z Jo “Dogiem” Almeidą grywał jako zespół Blackouts. Jednak prace nad płytą trwały sporo czasu, chociażby ze względu na udział Gilby’ego w trasie koncertowej GN’R.

Pierwotnie w zespole Gilby’ego było miejsce dla Jo Almeidy, jednak gitarzysta Gn’R potrzebował kogoś, kto gra nie tylko bluesa, ale także rocka. Padło na Ryana Roxie, znanego już Gilby’emu wcześniej z grupy Candy. Skład zespołu uzupełnili perkusista Mark Danzeisen i basista Will Effertz. Jednak oczywiście nie były to jedyne osoby, które nagrywały płytę. Prócz wspomnianych już wcześniej muzyków GN’R na płycie usłyszeć można także Teddy’ego Andreadisa, Jonathana Daniela,Jo Almeidę, Franka Blacka, czy Roba Affuso.  A wymieniłem tylko część muzyków.

Płyta promowana wideoklipem do piosenki “Cure me or kill me” pojawiła się w lipcu 1994 roku.
Warto zwrócić uwagę na fakt, że piosenkę współtworzył Slash.

Mimo, że już wcześniej z obozu GN’R docierały niepokojące pogłoski o usunięciu Gilby’ego z zespołu, to znalazły one swoje potwierdzenie dopiero po ukazaniu się Pawnshop Guitars. W świetle tego zdarzenia tym bardziej warto zwrócić uwagę na płytę,na której po raz ostatni zagrali wszyscy Gunsi kojarzeni z największą trasą w historii zespołu.

Po otwierającym płytę przebojowym kawałku czas na balladę. Jeden z najciekawszych utworów skomponowanych przez Gilb’yego “Black”.


Nową wersję utworu, nagraną  z Dilaną Robinchaux, jedną z kandydatek na wokalistkę projektu Rock Star Supernova, można także usłyszeć na wydanej w 2007 kolekcji najlepszych przebojów Gilby’ego.  Jednak, moim skromnym zdaniem, Gilby nie powinien jej był nagrywać dwa razy, gdyż tylko na tym straciła.
Na perkusji słyszymy tu Matta Soruma.
Warto zanotować także współudział Dizzy’ego.

Sorum jest także perkusistą w następnym kawałku.
“Tijuana Jail”, zbliża się stylowo do nagrań Kill for Thrills, jednak jest znacznie bardziej przebojowa.
Prócz Matta kolejny raz Gilby’ego wsparł tutaj Slash.
Do piosenki powstał wideoklip.

Co ciekawe, po latach nagrano kolejną wersję tego utworu i również do niej powstał teledysk.

Następnie mamy dwa nieco słabsze kawałki: ” Skin & Bones” i “Johanna’s Chopper”.
Ten drugi, z powodów nie do końca dla mnie zrozumiałych, doczekał się nawet singla:

W “Skin  & Bones” warto zanotować udział  znanej z GN’R Roberty Freeman.
“Let’s get lost” nieco podobne do “Black”
nie może raczej równać się z największymi hitami Gilby’ego, ale z pewnością zasługuje na uwagę. Prócz Gilby’ego gra tam także Dizzy.
“Pawn shop guitars” nieco na siłę został chyba kawałkiem tytułowym…
Na swojej debiutanckiej płycie solowej Gilby pozostał wierny korzeniom. Mamy więc cover Rolling Stones “Dead Flowers” z gościnnym udziałem Axla Rose, a zaraz po nim “Jail Guitar Doors” cover grupy The Clash, w którym usłyszeć możemy także Duffa, który wraca do korzeni nie tylko jako basista, ale i perkusista.

I to już niemal koniec, bo zostało jeszcze “Hunting Dogs” i “Shut up”. Oczywiście na tle poprzednich piosenek nie wypadają one najlepiej, ale “Shut up” stanowi dobre zwieńczenie płyty.
Warto w tym momencie wspomnieć, że jest do zwieńczenie dla Amerykanów i Europejczyków, gdyż Japończycy dostają na dokładkę utwór zatytułowany “West of the sunset”.
Jak miała pokazać przyszłość nie był to jedyny ukłon Gilby’ego w stronę Japonii.

Prócz wspomnianego wcześniej singla “Johanna’s Chopper” płycie towarzyszyły także wydany w dwóch wersjach singiel “Cure me or kill me”, na którym obok tytułowego utworu znalazły się także “Black” i “Shut up”.

Wersja holenderska:

Singiel poniżej zawiera normalną i wyedytowaną wersję tytułowego utworu.
Wersja amerykańska:

Warto wspomnieć także o singlu “Tijuana Jail”,zawierającym aż 5 różnych wersji tytułowej piosenki.

We Francji pojawił się także singiel do piosenki “Pawn Shop Guitars”.

Płytę promował także artykuł prasowy z dołączonym do niego podpisanym przez Gilby’ego zdjęciem:

Po nagraniu płyty zespół ruszył w trasę. O tym, jak ważne były piosenki z tego czasu świadczy fakt, że część z nich Gilby grywa do dziś i to nie tylko na własnych koncertach.