Bumblefoot – 9.11

 
Wszyscy pamiętamy tragiczne wydarzenia  z 11 września 2001…
Nie wiem, co tego dnia robił Ron Thal. Prawdopodobnie pracował nad swoim kolejnym solowym albumem, który nosił roboczą nazwę “Guitars  SUCK”.
Jednak  11 września 2001 odcisnął swoje piętno na wielu ludziach z całego świata, dlatego, gdy wreszcie w listopadzie  2001 roku  album Rona ujrzał światło dzienne nosił już  nazwę  “9.11” , a cały dochód z jego sprzedaży miał trafić do poszkodowanych za pośrednictwem Amerykańskiego Czerwonego Krzyża.

Rona wsparli na płycie Matthias Eklundh

i Dweezil Zappa

A samo wydawnictwo zawiera 12 utworów, z których niewątpliwie najbardziej znanym i cenionym jest  “Guitars  SUCK”.

 

Prócz niego znajdziemy na płycie także:
Fly in the batter”, ” Lost”, “Ray Gun” “Hole in the sky”, “Children of  Sierra Leone”, “Don Pardo Pingwagon”, “Legend of Van Cleef”, “Hall of souls”, “Top of the world”, “R2” i “Time”.

Nie jest to na pewno muzyka łatwa i lekka. Wymaga od słuchacza zaangażowania, skupienia i otwartego umysłu.  Gdy  zanurzymy się  w tej muzyce, gdy damy jej szansę, to niewątpliwie zostanie nam to wynagrodzone.  Nie oczekujcie piosenek, na te przyjdzie czas na kolejnych płytach  Bumblefoota. Na “9.11” mamy muzyczną podróż , w którą udać się mogą jedynie najwytrwalsi.
Satysfakcja gwarantowana i to podwójna, bo niezależnie od  dobrej muzyki wspiera się także  szczytny cel, jakim jest pomoc  innym ludziom.
Do sklepów marsz 😉

Gilby Clarke – Col. Parker

W roku 2000 Gilby “zmęczony ” karierą solową zaczepił się na chwilę w grającej  w Baked Potato grupie Blues Mafia, czerpiącej obficie z dorobku Muddy’ego Watersa. Grupa istniała krótko, reaktywowała się na moment w roku 2004.Krótko po rozwiązaniu Blues Mafii  były gitarzysta Gunsów nawiązał współpracę ze współwłaścicielem  Cat Clubu, perkusistą Slim Jimem Phantomem i dołączył do grupy Starfuckers, która grywała tam przez jakiś czas w czwartki. Prócz Gilby’ego i Slima członkami grupy byli także basista  Muddy Stardust oraz, znani nam skądinąd,  Tracii Guns i Teddy Andreadis. Przy okazji  koncertów grupy Starfuckers warto wspomnieć, że  22 czerwca 2000 roku  do Cat Clubu zawitał nie kto inny, jak nie widziany od 7 lat Axl Rose,który wspólnie z  Gilbym wystąpił w dwóch coverach piosenek Rolling Stones. Były to “Wild Horses” “Dead Flowers”. Według relacji samego Gilby’ego  Axl był w bardzo dobrym nastroju i świetnie się im rozmawiało.
Grupa Starfuckers w różnych konfiguracjach osobowych istnieje  w zasadzie do dziś, Gilby grywa z nią od czasu do czasu.
Bez  Tracii’ego Gunsa , ale wciąż w Cat Clubie, grupa  muzyków  tworzących  Starfuckers przekształciła się w kolejny coverband  noszący tym razem nazwę  Col . Parker.

 

Coś, co narodziło się  jako zespół  czterech spełnionych muzyków, chcących dobrze się bawić zaczęło wkrótce  interesować  wielu uznanych muzyków. Na koncertach coverbandu Col. Parker bywały takie sławy jak Jimmy Page, Jeff Beck, czy Brian May.
Zespół  grywał covery Stonesów, grupy Faces i wielu innych zespołów zakorzenionych w rocku lat 60 i 70. Zresztą  wystarczy przypomnieć sobie muzyczne fascynacje Gilby’ego.


Zainteresowanie zespołem ze strony fanów nie mogło nie przyciągnąć zainteresowania mediów, stąd też pomysł na płytę inspirowaną coverami ulubionych zespołów.
Wytwórnia poszła im na rękę i pozwoliła nagrać taką płytę, jaką sobie życzyli, stawiając jedynie warunek, by byli dumni z nagrań w przyszłości.
Gilby Clarke mówił : “Z moim materiałem solowym byłem często zapraszany do radiostacji,w których grano klasycznego rocka,coś takiego chciałem też nagrać na płycie Col. Parkera”.

Czy się udało?
Płyta pod prostym tytułem Rock n’ roll music ukazała się 23 października 2001 roku i zawierała  12 utworów utrzymanych w stylistyce rocka lat siedemdziesiątych. Pamiętając o korzeniach zespołu  warto  było zamieścić na niej dwa covery. Trzeba przyznać, że ich wybór był doskonały. Klasyczne, joplinowskie “Mercedes Benz” ,nagrane zresztą już wcześniej przez Gilby’ego na płycie Rubber oraz Pills inspirowane wersją New York Dolls.

Kilka lat po wydaniu płyty Slim pytany o przyszłość zespołu odpowiedział,że chętnie zagrałby z nimi jeszcze i nagrał kolejną płytę, jednak  na dziś  Col. Parker nie istnieje, a Gilby kontynuuje karierę solową.