Prawie na początku mojej długiej przygody z blogowaniem okołogunsowym wspomniałem o jednym z wczesnych projektów Matta Soruma. Obiecałem przy tej okazji, że więcej o zawartości płyty dopiszę, gdy płyta wreszcie do mnie dotrze.
Warto przeszukać bloga w poszukiwaniu starszej notki przed zapoznaniem się z najnowszą:)
Z różnych względów ( brak gramofonu/problemy z odtwarzaniem płyty) mogę to zrobić dopiero teraz.
Mam dwa egzemplarze płyty, a to z tego względu, że miałem nadzieję na to, że kupując drugi będę mógł się uraczyć dźwiękiem winylowej płyty, która w żaden sposób nie przeskakuje. Tak się jednak nie stało. Nie wiem, czy to kwestia płyt, czy gramofonu, ale zdecydowanie utrudnia to odbiór muzyki. No, ale jak się nie ma co się lubi, to wypada lubić to, co się ma.
Pokusiłem się o krótką pseudorecenzję, może kiedyś uda mi się też udostępnić sample utworów.
Faraway girl – piosenka utrzymana w stylu lat 80tych śpiewana na dwa głosy przez Billa Overholtzera i i Donnę McDaniel. Chwytliwy refren, wpadający w ucho, melodia, którą można zaśpiewać, moim skromnym zdaniem zdecydowanie najlepszy utwór na płycie
never forever
Kiss me, kill me rapowane na początku, utwór przywodzi na myśl niektóre z nagrań Michaela Jacksona, nieco monotonny i zdecydowanie pozostający w cieniu Faraway girl
skin sin
nieco elektroniczny, refren z chórkiem kobiecym, od czasu do czasu słychać w tle gitarę, jednak na pierwszy plan wybija się natrętnie powtarzany monotonny motyw
blueslines
Lekka, jakby letnia piosenka, jednym uchem wpadnie,drugim wypadnie
monster
utwór instrumentalny, w którym “wykazać” może się Matt Sorum i basista zespołu, jednak daleko temu,co grają do finezji zaprezentowanej później przez Matta i Duffa,utwór razi monotonią
Never forever
wersja instrumentalna + powtarzany od czasu do czasu refren
Całości bliżej jest do poprocka lat 80tych i wcześniejszych, choć słychać,że gitarzyści chcieliby spróbować czegoś więcej. Jednak barwa głosu wokalisty nie pozostawia złudzeń co do tego,jaką muzykę powinien grać zespół. Jeden,czy dwa chwytliwe utwory niczym szczególnym nie wyróżniającym się na tle muzyki tamtego czasu nie mogły wróżyć sukcesu zespołowi. Tym bardziej, że już wkrótce po wydaniu tej płyty nadszedł czas rewolucji muzycznej Axla i jego kumpli, którzy wydali płytę, o której do tej pory jest znacznie głośniej, niż o początkach rockendrollowego Soruma 😉
Dziękuję za cierpliwość w czekaniu na kolejne wpisy, następny już “wkrótce” i znów będzie to pewnego rodzaju powrót do przeszłości…