Czasem bywa tak, że coś wielkiego rodzi się z czegoś, co miało na początku być jedynie zabawą. Mimo, że Camp Freddy nie jest znaną przez wielu grupą to jednak mogłoby jej nie być, gdyby pewnego dnia ktoś nie zaproponował kilku muzykom wspólnego koncertu.
Wśród ” założycieli” grupy byli znany z Jane’s Addiction Dave Navarro i Scott Ford (Twitlight Singers), Billy Morrison ( The Cult), Donovan Leitch (syn Donovana) oraz nie kto inny jak perkusista Gunsów Matt Sorum.
To, co miało być jednorazowym wydarzeniem, a więc pierwszy koncert grupy w 2002 roku , stało się zalążkiem nowej jakości na muzycznej scenie Ameryki.
Jednak czy do końca nowej? Można polemizować, gdyż grupa do tej pory nie nagrała, ani nie zamierza nagrać własnego materiału.
Jest więc klasycznym coverbandem, który podczas pierwszego koncertu przypomniał spragnionym rockendrollowcom muzykę, która zainspirowała tych muzyków do tego, by sami stali się gwiazdami rock. Takie piosenki jak “20th century boy”, “I wanna be your dog”, “No fun”,czy “Hey Joe” zna chyba każdy szanujący się fan rocka i wielu na pewno chciałoby usłyszeć je na żywo, choćby jako covery.
Stąd też pewnie sukces grupy Camp Freddy, która nie ukrywała, że posiłkowanie się coverami będzie sensem ich istnienia.
Mamy więc pierwszy koncert, zaledwie 7 utworów; prócz wymienionych wcześniej “Jean Genie”, “Waiting for a man” i “Fat bottomed girls”. Zaledwie dwóch gości, wśród nich znajdziemyTwiggy’ego Ramireza ( znanego chociażby ze współpracy z NIN)
Niby niewiele, więc kto mógł przypuszczać,że zespół stanie się tak atrakcyjny dla fanów.
Dwa tygodnie po pierwszym koncercie grupa zagrała ponownie, tym razem poszerzając repertuar między innymi o “Pretty Vacant”, “Paranoid”, czy “My Generation”. Niemal od zawsze atrakcją koncertu Camp Freddy; prócz członków grupy i coverów, byli także zaproszeni goście. Tym razem koncert uświetniły swoją obecnością takie osoby jak Robbie Williams, Moby, czy, znany nam dobrze, Slash. Nie był to zresztą jego ostatni występ gościnny, bo wkrótce pojawił się ponownie, tym razem sprowadzając także Duffa McKagana.Z czasem lista gości grupy Camp Freddy poszerzała się i przy odrobinie szczęścia można było zobaczyć i posłuchać między innymi: Izzy’ego Stradlina, Steve Jonesa, Stevena Tylera, Nikky’ego Sixxa, Ozzy’ego Osbourne’a, Robbiego Kriegera, Lemmy’ego, Nuno z Extreme, Lou Reeda, członków Metallicy, Billy’ego Idola, a nawet Macy Gray, czy zespół Cypress Hill.
Jak widać koncerty Camp Freddy stały się z czasem wydarzeniem, na którym warto było się pojawiać.
Na przestrzeni kilku lat od powstania grupy mieliśmy do czynienia z dwiema zmianami składu: w 2008 basistę Scotta Forda, który zajął się własną karierą muzyczną zastąpił Chris Chaney, związany wcześniej z formacją Jane’s Addiction, a w latach 2006 – 2008 rolę wokalisty Camp Freddy pełnił nie kto inny,a znany nam dobrze Scott Weiland, który odszedł z zespołu po konflikcie z Mattem Sorumem. Wielokrotnie zmieniała się też lista utworów grupy. Trudno byłoby wymienić wszystkie. Dość powiedzieć,że od kilku lat zespół pracował nad płytą, na której znaleźć się miało sporo coverów, które zwykle grywają, a swego rodzaju zwiastunem tego wydawnictwa mogły być single sygnowane nazwą Camp Freddy, które ukazały się w roku 2009.
Były to cover grupy Cheap Trick – “Surrender”
oraz “Merry Xmas Everybody”, cover Slade, który doczekał się nawet teledysku
W styczniu 2013 zespół wydał jeszcze, na składance Various – West Of Memphis : Voices For Justice cover Davida Bowiego – Gean Jenie .
Termin wydania płyty opóźniał się ze względu na zobowiązania muzyków w rodzimych zespołach… Niestety, fani nie doczekali płyty, bowiem 31 grudnia 2013 miał miejsce ostatni koncert zespołu, a w styczniu 2014 roku grupa zakończyła działalność. Część jej członków utworzyła nową supergrupę zajmującą się graniem coverów, a mianowicie Royal Machines, w którym zabrakło już miejsca dla wieloletniego członka zespołu, Matta Soruma. Ten miał jednak już inne plany, o których zresztą poinformował. Powiedział, że zamierza skupić się na swoich projektach: Kings of Chaos oraz Fierce Of Joy.
Posłuchajmy, jak brzmieli Camp Freddy…
I coś typowo dla fanów Gunsów i Velvetów:
i na koniec oczywiście…