Rok 1990. Kill for Thrills wydają swój pierwszy i, jak się później okazało, ostatni pełny album “Dynamite for nightmareland”, poprzedzony wydaną rok wcześniej epką.
Skład zespołu w porównaniu z debiutem nie zmienił się.
W jednej z internetowych recenzji przeczytałem,że “Motorcycle cowboys” to piosenka, dla której warto kupić ten album.
Czy tak jest rzeczywiście? Coś w tym jest, choć z pewnością jest to ocena nieco zespół krzywdząca. Na płycie znajdziemy 11 kawałków, w tym bonusowe”Silver bullets” znane nam już z wydanej rok wcześniej epki “Commercial Suicide”. Prócz niego na płycie znalazły się także: “Brother’s eyes”, “Paisley Killer’s”, “Something for the suffering”, “Rockets”, “Wedding Flowers”, “Ghost and monsters” , “My addiction” , “Misery Pills” oraz znane już wcześniej “Commercial Suicide”.
Autorem większości piosenek był, najbardziej doświadczony muzyk, Gilby Clarke. Muzyka zespołu nie odbiegała znacząco od debiutu, ani od tego,co prezentowała wówczas amerykańska scena rockowa. Jednak fanów Gilby’ego, fanów bezpretensjonalnego rocka, do przesłuchania płyty raczej zachęcać nie trzeba.
Na szczególną uwagę słuchacza zasługuje na pewno “hymn” Kill for Thrills, grany do dziś przez Gilby’ego “Motorcycle cowboys”, nawiasem mówiąc nagrane później przez niego na zupełnie inną płytę, ale też, na pewno, ballada
“Wedding flowers”.
Fani solowej twórczości Gilby’ego z pewnością zwrócą też uwagę na melodyjne “Ghost and monsters”.
A to tylko niektóre z interesujących piosenek w mojej, bardzo subiektywnej, ocenie.
Płyta nie odniosła jednak komercyjnego sukcesu, choćby z racji nikłej promocji, dlatego też wkrótce po jej wydaniu muzycy rozwiązali zespół.
Trzeba przyznać otwarcie, że w tamtym czasie wytwórnie płytowe otumanione sukcesem Guns N’ Roses szukały drugiego takiego zespołu, więc podpisywały kontrakty z wieloma podobnymi. Taki los spotkał również Kill for Thrills. Zespołowi jednak czegoś zabrakło. Nie był dość przebojowy, wystarczająco agresywny? Nie wiadomo. Grunt, że rzucony na “głęboką wodę” stał się w pewnym sensie ofiarą sukcesu GN’R. Mimo to Gilby wyszedł z tej próby zwycięsko. Ale to już zupełnie inna historia 🙂
Po rozwiązaniu Kill for Thrills Tod Muscat dołączył do Junkyard, Nesmith natomiast zajął się karierą solową.
Dziś płyta Kill for Thrills jest raczej trudno dostępna, zwłaszcza w Polsce, w przeciwieństwie do późniejszych dokonań Gilby’ego.