Wszystkie wpisy, których autorem jest Zqyx

Duff McKagan – Beautiful Disease

Rok 1999 był bardzo pracowity dla Duffa. Ex basista Gunsów zagrał bowiem na kilku płytach, niekoniecznie własnych 😉
Beautiful Disease miało być jednak pierwszym rozdziałem, zaznaczeniem obecności Duffa jako Duffa w kolejnym roku.

Płytę nagrano przy współudziale Slasha i Izzy’ego.

Zaczyna się znanym już może niektórym sympatykom Neurotic Outsiders mocnym “Seattlehead”. Do tego utworu Duff zresztą jeszcze wróci z innym zespołem
Jest mocno, dynamicznie,ale już za chwilę nadchodzi chwila refleksji… “Who’s to blame” to rozliczenie Duffa z przeszłością. Jak sam wspomina to piosenka o rozpadzie Gunsów. Przestroga dla fanów,którzy jednoznacznie wskazują winnych. Duff sam do końca nie wie,czyją “zasługą” jest rozpad. Ale widać, że mimo upływu lat wciąż go to męczyło.
“Superman” ,to z kolei marzenie Duffa, by być kimś wyjątkowym dla ukochanej kobiety. Niejeden mężczyzna chciałby być wszystkim dla tej, którą kocha. Refleksyjna piosenka, podobnie,jak następująca zaraz po niej “Song for Beverly”... Bardzo poruszająca, grająca na emocjach.
“Put your back” – kontakt z Izzym zaowocował tym kawałkiem.Ot, dobry rock.
W “Shinin’ down” Duff przyspiesza,przypominając sobie o swoich korzeniach. To jeden z bardziej przebojowych kawałków na płycie.
“Missing You” ,znów nastrojowo, niemal jak nie Duff, ale wiemy już na co go stać. Budzi się w refrenach, gdzie brzmi zdecydowanie bardziej dynamicznie. Niepokojące “Hope” z bardzo interesującym tekstem…
Przyspieszenie w “Holiday”,utrzymanie klimatu w “Then and now”.

I wreszcie najmocniejszy dla mnie punkt płyty – leniwie,ale pięknie w “Rain”.
O nadziei na to, że wśród najczarniejszych dni zjawi się się ktoś, kto
podniesie człowieka z kolan, o tym,że nigdy nie jest za późno na nadzieję…
O córce Duffa, dla której postanowił zmienić swoje życie.
Potem już do końca jest dynamicznie, zarówno w “Beautiful Disease”, jak i w “Mezz”.

Czy płyta odniosłaby komercyjny sukces, gdyby została wydana? Tego nie możemy wiedzieć na pewno. Wiemy za to, że w związku z łączeniem się wytwórni krążek jak do tej pory spoczywa gdzieś ” w sejfie”.  Rok temu Duff mówił o planach jej wydania, do czego zresztą namawiają go fani. Jednak na dziś nic nie wiadomo o ewentualnej dacie wydania.  A szkoda,bo przynajmniej kilka kawałków z tej płyty zasługuje na większą uwagę.

Czas na odrobinę muzyki:

Promocyjne kopie Beatiful Disease pojawiają się czasem na aukcjach internetowych, jednak w cenach,które mogą przerazić przeciętnego nabywcę. Pozostaje nadzieja, że płyta zostanie kiedyś wydana i wsłuchiwanie się w mp3 udostępnione kiedyś przez samego Duffa…

Chinese Democracy starts now

Zaczyna się dalekim okrzykiem,wszystko jakby się budziło, Chińczycy rozmawiają, lekki odcień paniki… Wiadomo, że coś się zbliża. Wejście gitary, parokrotnie powtórzony motyw, wreszcie znajomy wrzask.
Panie i panowie  – startujemy!
Porzućmy  na chwilę rozważania o 15 latach,13 milionach, o tym, że to “tylko Axl”, że płytę produkowało mniej więcej tylu ludzi, ilu mieszka w Chinach 😉
Ostatecznie i tak najważniejsza jest muzyka,czyż nie?

Już na początku plus dla Axla i jego ekipy. Wydanie tej płyty pod tytułem Chinese Democracy spowodowało protest Chin ze względu na przywołanie w tekście piosenki chociażby Falun Gong, czyli jedynej realnej opozycji w tym kraju. A to spory sukces jak na zespół rockowy,nie sądzicie?
Piosenka ma w sobie sporo energii, choć raczej mały potencjał, by stać się hitem radiowym w dobie piosenek lekkich, łatwych i przyjemnych.
Po ostrym,rockowym Chinese Democracy zdecydowana zmiana klimatu – Shackler’s revenge – tak Gunsi nie grali nigdy. Można zarzucić tej piosence dyskotekowy rytm, ale nie nie sposób odmówić jej energii i żywiołowości podobnej do tej znanej z debiutanckiej płyty Gunsów. Styl zupełnie inny, solówki również, ale wściekłość ta sama. “Don’t ever try tell me how much you care for me” Yeah !!!
Następnie mamy Better, kolejna zmiana klimatu. Być może już trochę osłuchałem się z tym kawałkiem, ale na tle Shackler’s revange wypada dość mdło. Zdecydowanie za długi, acz nie sposób odmówić mu dość silnego radiowego klimatu. Hitowy, może nawet za bardzo. Mimo to wciąż silny punkt płyty.

Po tym mocnym początku pora na Street of dreams. To dawne The Blues ze zmienionym w ostatniej chwili tytułem. Chyba najbardziej radiowa piosenka Gunsów z tej płyty. Interesujący tekst, ciekawe zmiany. Jedna z moich ulubionych, mimo, że znam ją od lat.

What I thought was beautiful
Don’t live inside of you
Anymore
” dramatycznie wyśpiewane,wykrzyczane przez Axla
porywa za serce każdego,kto kiedyś kochał…

Po Street of dreams mamy If the world, jakby żywcem wyjęte ze ścieżki dźwiękowej  jakiegoś filmu. Leniwe, uspokajające, acz  zupełnie “nie w stylu Gn’R.” Tylko, czy to coś zmienia? Osobiście razi mnie nieco maniera wokalna w tym kawałku, która sprawia,że ciężko mi się go słucha. Nie da się ukryć, że powtarzający się refren sprawia wrażenie dość monotonnego, a co za tym idzie również piosenka wydaje sie nieco za długa.

There was a time… Tak, był taki czas, gdy Gunsi nie pomyśleliby o takim wstępie do piosenki. Piosenki, w której Axl daje z siebie wszystko. Nie wierzycie? Spróbujcie zaśpiewać. Kiedyś miałem mu za złe właśnie to, że wciąż śpiewa i śpiewa, a nie daje pograć muzykom. Dziś nabrałem troszkę dystansu, bo wbrew pozorom to wszystko doskonale się komponuje. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że jest to materiał na singiel. Kolejny przejmujący, pełen emocji tekst, po mistrzowsku zaśpiewany przez Axla.

Ballad nadszedł czas  – Catcher in the rye stoi w kolejce.Nie wiem,czy to dobre rozwiązane, bo  utwory są dość podobne, jeśli chodzi o strukturę. Poprockowe Catcher in the rye przywodzi na myśl dokonania The Beatles.
Materiał na singiel? Czemu nie.Czy na pewno nie mogło tego być na Use Your Illusion?
Nigdy się nie dowiemy.
Nie da się jednak ukryć, że  piosenka  może nieco nużyć.

“Don’t you try stop us now” – czyli Scraped przywołuje echa “Tastes it god,don’t it”. Energiczne, przebojowe,choć pozostaje jedno pytanie – kto ma nie próbować zatrzymać Gunsów i dlaczego to sam Axl staje w obronie,zamiast całego zespolu… Ale widać takie prawo wokalisty 😉

Niektórzy twierdzą,że w Rhiad & The Beduins można doszukać się ech Appetite for Destruction.Sam nic takiego nie słyszę. Kawałek na pewno ostry, Axl wykrzykuje swoje pod adresem Beduinów i Rijadu; można potraktować piosenkę jako kolejny protest przeciw wszelkim formom dyktatury, tym razem ze strony radykalnych muzułmanów.Choć rzecz jasna bardziej pasowałby tu Teheran, ale nie wymagajmy od Axla więcej wiedzy niż od przeciętnego Amerykanina. Mimo wszystko to piosenka z gatunku tak zwanych wypełniaczy.  Niemniej jednak dość fajnie komponuje się z resztą.

Sorry – spokojnie,niemal melancholijne.Rozliczenie Axla z … no właśnie nie wiadomo z kim. Może fani, może byli koledzy z zespołu, a może wszyscy po trochu.Axl oznajmia im wszystkim: Nie przepraszam za siebie,jestem jaki jestem,przyjmij to do wiadomości i zaakceptuj. Znaczące w tym kontekście są zwłaszcza słowa:
“Nobody owes you not one goddamn thing”
Warto przesłuchać i przemyśleć.

I.R.S. ,pierwszy kawałek z  Chinese Democracy, jaki mieli szansę poznać fani, pierwszy zwiastun  tego, czego możemy oczekiwać.
Piosenka całkiem przyzwoita, sprawdzająca się zwłaszcza na koncertach, gdzie fani chcą sobie pośpiewać, a niekoniecznie zwracać uwagę na tekst. Zmiany tempa, wrzeszczący momentami wręcz potępieńczo Axl. Trzeba czegoś więcej?

Ano czasem trzeba. Przydaje sie odrobina wytchnienia, na dodatek z całkiem ciekawym tekstem.To wszystko znajdziecie w “Madagascarze”. Kiedyś jeden z moich ulubionych kawałków na nadciągającej płycie. Dziś… wciąż w czołówce, ale nie da się ukryć,że czegoś jednak zabrakło… Nie do końca wiem czego, może oświetlenia rodem z Rock in Rio 3, może odrobiny piskliwego wokalu Axla z tego koncertu,który sprawiał,że piosenka brzmiała bardziej przejmująco…  Teraz Axl brzmi trochę jak sterany życiem człowiek zmierzający swoją ostatnią drogą: zdradzony, zdruzgotany, bez cienia nadziei…choć nie do końca. Świadczą o tym chociażby fragmenty wkomponowane  w utwór.

Na osobną  recenzję zasługiwałby  This  I love…Jednak zamiast tego fragment tekstu:

“So if she’s somewhere near me
I hope to God she hears me
There’s no one else
Could ever make me feel
I’m so alive”


A to wszystko okraszone  dramatycznym, przepełnionym bólem głosem Axla, orkiestrą i harfą oraz gitarową solówką przypominającą  brzmienie tego, którego od ponad 10 lat nie ma już w Gunsach…Na pierwszym planie pozostaje jednak przede wszystkim  Axl i jego dramat. Dramat, o którym nasłuchaliśmy się wiele, ale jeszcze nigdy w ten sposób. Owszem,mamy tu orkiestrę,ale wszystko brzmi dość ascetycznie.Ten kawałek po prostu trzeba usłyszeć.
W ciszy, w samotności, wczytując się w tekst…

Dla mnie tu płyta mogłaby się zakończyć, bo This I love absolutnie powala,ale zostało przecież jeszcze Prostitite.
Rozliczenie z przeszlością. Przesłanie: “Zrobiłem, co musiałem” Teraz idę dalej…Chodź za mną…

Czy pójdziemy? Ja na pewno!

Ten Minute Warning 1998

W 1997 po rozstaniu z Guns N’ Roses Duff McKagan wrócił do Seattle. Spotkanie ze Stone Gossardem z Pearl Jam, który mówił, jak wielką inspiracją dla niego było Ten Minute Warning, zainspirowało go do reaktywacji grupy .

Grupa Ten Minute Warning, powstała w latach 80-tych XX wieku,  była jedną z “wariacji” The Fartz. Jeszcze w 1984, już bez McKagana, grupa zarejestrowała pierwszą płytę, jednak ta nigdy nie została wydana.W porównaniu z oryginalnym składem ( z lat 80-tych) w 1998 zmienił się jedynie wokalista, którym został Christopher Blue, gdyż Steve Verwolf był “niedostępny” 😉
W znanej w Seattle wytwórni Sub Pop grupa Ten Minute Warning nagrała wreszcie swój debiut. Był to rok 1998.

Na płycie znalazło się 9 rockowych kawałków utrzymanych w stylistyce punkowo – grunge’owej. Wśród tych kawałków 3 warte są szczególnego zainteresowania. Otóż “Is this the way” i “Buried” to w oryginale kawałki The Fartz, natomiast Mezz, w nieco innej wersji, ukazał się na drugiej solowej płycie Duffa “Beatiful Disease”.
Po wydaniu albumu grupa ruszyła w trasę, ale już w sierpniu 1998 przestała istnieć, po odejściu Paula Solgera z zespołu. Powodem były różnice muzyczne.

Jak przedstawia się zawartość płyty?

Prócz tego na krążku znalazły się “Mezz”, “Disconnected”, “Is this the way” i  “Pictures” .

 

Gilby Clarke – Rubber



Gilby niczym nie zaskakuje, ale to dobrze. Wciąż “tkwi” w kręgu lat 70-tych. Niektórzy fani dość krytycznie oceniają ten album, inni z kolei porównują go do najlepszych. Opinię najlepiej wyrobić sobie samemu.
Płyta zawiera 12 rockendrollowych kawałków, z których aż 10 jest autorstwa Gilby’ego.

Ex gitarzysta Gunsów wita nas kawałkiem “Kilroy was there” ,który rzekomo wyszedł także jako singiel.Niestety nie jestem w stanie tego potwierdzić. Sam utwór przyciąga uwagę, jednak zdecydowanie nie jest najmocniejszym punktem płyty.
Potem mamy nieco nużące “The Haunting” oraz  “Somethings wrong with you”.

“Sorry I can’t write song about you” to świetny kawałek, w którym słychać charakterystyczny luz Gilby;ego. Jasne są także jego inspiracje. Być może pomógł mu w tym luzie kolega z Candy – Jonathan Daniel, współtwórca utworu. Nie jest to jedyny gość Gilby’ego, bowiem w pozostałych kawałkach usłyszymy także Teddy’ego Andreadisa, Briana Tichego,  Erica Singera czy Robertę Freeman.

Skoro już o tym mowa,to nie sposób nie wspomnieć o coverach. Tym razem Giby zabrał się na kawałki Janis Joplin i New York Dolls. Jednego i drugiego trzeba koniecznie posłuchać, bo wyszły ex Gunnersowi znakomicie. Widać, że świetnie czuje się w takim repertuarze. I dobrze, że przypomina, o tym, iż “dobre kawałki są wszędzie”.

Na Kill for Thrills mieliśmy “Motorcycle Cowboys”, za to na Rubber przywitać się trzeba z “Hell’s Angels”. Jak widać Gilby nie tylko gra, ale i sporo się wozi 😀  Bardzo sympatyczny utwór z chwytliwym refrenem.

Kolejny kawałek nagrany z Danielem to “Saturday Disaster”. Nie ma tu już luzu Candy, są za to wrażenia po bardzo intensywnie przeżytym dniu. “Weekends never over” – śpiewa Gilby. Oj chciałoby się 😀

Po imprezie trudno pozbyć się śmieci. No i  tu właśnie mamy wspomniane już wcześniej “Trash”  New York Dollsów. Świetny cover świetnej piosenki.
Następnie nieco cięższe klimatycznie i zdecydowanie wolniejsze “Technicolor Stars”. Przyda się odrobina wytchnienia . Tym bardziej, że wśród muzyków współpracyjących z Gilbym w tej piosence usłyszymy znanego nam już Ryana Roxie.

Po chwili wytchnienia mamy dynamiczne “Superstar”. Interesujący kawałek, po którym przenosimy się jakby na płytę Ju Ju Hounds. “Bourbon Steet Blues” to dzieło Gilby’ego i jego kumpla z czasów przed Pawn Shop Guitars – Jo Almeidy. Lekko, sympatycznie.

I wreszcie na koniec tej niespełna czterdziestominutowej płyty “Frankie’s Planet”, czyli kawałek poświęcony córce Gilby’ego. Spokój, z nutą melancholii : “We had you, now you have us”…

Trudno jednoznacznie ocenić ten album: świetne covery, duża porcja dobrej muzyki, ale, mimo wszystko, pozostaje lekki niedosyt. Sprawdźcie sami 🙂

 

 

Bumblefoot – Hands

Pierwsza płyta nagrana przez Rona pod szyldem Bumblefoot i zarazem pierwsza, do której ma wciąż dziś pełne prawa. Nagrana z zespołem.
Jak wspomina, podczas jej nagrywania mógł po raz pierwszy poczuć się naprawdę wolny i nagrać to, co faktycznie chciał. Ci, którzy poznali twórczość Rona dopiero po jego dołączeniu do GN’R, a więc płyty “Abnormal”, czy wcześniejszej “Normal” mogą doznać “drobnego” szoku, gdyż materiał zawarty na “Hands” jest wybitnie antyradiowy, nie ma tu bowiem piosenek w pełnym tego słowa znaczeniu. Jest to raczej podróż śladami muzycznych inspiracji Rona.  Nie jest to podróż łatwa, ale dla gitarzystów na pewno inspirująca.

Oprócz materiału nagranego specjalnie na potrzeby płyty “Hands” Bumblefoot z zespołem sięgnęli także po materiał zarejestrowany podczas sesji Hermit: “Dummy”, “Vomit”, czy “Dirty Pant’loons”. Ron dokończył także odrzucone wcześniej przez wytwórnię “Shrunk”, “Swatting Flies” i “What I knew”. Ostatecznie na płycie znalazło się 15 kawałków, w tym dwa ukryte. Ukazała się w roku 1998.

Pudełkowa wersja płyty, prócz tekstów, zawiera również kilka zwariowanych fotografii przedstawiających dłonie. Dłonie, które stały się motywem przewodnim, gdyż to dzięki nim na nowo Ron mógł odnaleźć się w muzyce, która jest jego światem.

Nieocenionym źródłem dla tych,którzy chcieliby zgłębić okoliczności w jakich powstawała ta płyta ( jak i wszystkie inne ) będzie na pewno strona Bumblefoota.