Trudno w świecie muzyki o bardziej rockandrollowy życiorys niż Tommy’ego Stinsona. Już w wieku 13 lat wraz ze swoim bratem Bobem, Chrisem Marsem oraz Paulem Westbergiem założyli, jak później się okazało, jeden z najważniejszych i najbardziej kultowych zespołów w Stanach Zjednoczonych – The Replacements. Następnie założył dwa zespoły: Bash & Pop oraz Perfect, by w końcu w roku 1998 dołączyć do Guns N’ Roses.
Pomimo tak wielu dokonań w młodym wieku dopiero w 2004 roku Tommy stworzył w pełni autorską płytę zatytułowaną Village Gorilla Head. Jednak historia części utworów zawartych na tym longplayu ma swój początek już pod koniec lat 90, gdy Stinson nagrywał i tworzył w swoim osobistym studiu, nie myśląc jednak o wydaniu płyty. Dopiero fakt, że Frank Black (Pixies) za darmo użyczył swego “mobilnego” studia nagraniowego zmobilizował go do stworzenia pełnej solowej płyty. Oczywiście nie stworzył jej całkowicie sam, wspomogli go przyjaciele z Guns N’ Roses: Dizzy Reed na pianinie i keyboardzie, Richard Fortus dołożył gitarę i, co ciekawe, skrzypce. Najbardziej rozchwytywany muzyk sesyjny w LA i, przez moment, muzyk Gunsów Josh Freese zabębnił w trzech utworach, a jego brat Jason (Green Day) nagrał partie saksofonu. Lista gości naprawdę prezentuje się okazale, ale co z tego wyszło?
Ciężko opisać styl muzyczny tej płyty, najlepiej obrazuje to wypowiedź Tommy’ego, który opisując tytułowy utwór mówił, że na początku były to trzy zupełnie oddzielne fragmenty muzyki, które przypominały odpowiednio Village People, Gorillaz i Motorhead lecz ostatni z nich w ferworze nagrań niestety przepadł. Właśnie od połączenia tych nazw pochodzi tytuł utworu, jak i całej płyty.
Na albumie można znaleźć akustyczne ballady, takie jak “Light Of Day” oraz “Hey You”, jak i typowe rockowe kompozycje, czyli “Something’s Wrong” i “Moment Too Soon”, a nawet prawie punkrockowe numery “Motivation” i “Couldn’t Wait”. Jednak nawet taki rozrzut w stylistyce nie przeszkadza być VGH całkiem spójną płytą, w której słychać echa współpracy z kompozytorskim geniuszem, jakim jest Paul Westberg. Jeśli dodamy do tego charakterystyczny wokal Tommy’ego oraz jego znakomite teksty sprawia to, że album ten jest naprawdę bardzo intrygujący.
Warto przypomnieć, że Tommy wykonywał “Motivation” także na koncertach Gunsów.